
Gdy pojawiła się możliwość przetestowania modelu BlendyGo 3, zgłosiłam się natychmiast. Bezprzewodowy blender od dawna był na mojej liście życzeń, ale nie byłam przekonana, czy jego zakup to na pewno dobry pomysł. Czy jest wystarczająco mocny, żeby poradzić sobie nawet z kruszeniem lodu czy blendowaniem zamrożonych owoców? Sprawdziłam jego możliwości i po dwóch tygodniach intensywnego użytkowania mogę się podzielić spostrzeżeniami na temat pracy tego urządzenia.
SPIS TREŚCI: |
Pierwsze wrażenia
BlendyGo to polska marka, która w momencie pisania tego tekstu obchodzi 6. urodziny. Testowany przeze mnie blender jest kolejną odsłoną przenośnego urządzenia z portfolio firmy – czyli modelu oznaczonego cyfrą 2, który zdobył uznanie na całym świecie. Ma od poprzednika wydajniejszą baterię, większą pojemność kielicha, przeprojektowane ostrza i większą moc.
BlendyGo 3 jest dostępny w wielu kolorach, zarówno w klasycznej czerni czy beżu, jak i intensywnych albo pastelowych barwach.

Blender zapakowany jest w ładne, niewielkie pudełko. Sprzęt bardzo mi się spodobał, gdy tylko wyjęłam go z opakowania. Poręczny, nieduży, w eleganckim i neutralnym kolorze czarnym. Od razu zwróciłam też uwagę na jakość materiałów, z jakich został wykonany. Tworzywo jest naprawdę solidne i – jak wyczytałam w instrukcji i na stronie producenta – wolne od BPA, a więc bezpieczne dla zdrowia. Wszystkie elementy są świetnie dopasowane. To dobrze wróżyło, jeśli chodziło o rozdrabnianie naprawdę twardych składników, a właśnie te miałam zamiar wykorzystać do sprawdzenia, co tak naprawdę potrafi ten niepozorny sprzęt.
Blender waży ok. 750 gramów i składa się z trzech części:
- podstawy z silnikiem;
- kielicha o pojemności 550 ml z podziałką, która ułatwia odmierzanie składników;
- pokrywy.
Poza tym z pudełka wyjęłam również:
- kabel USB do ładowania urządzenia;
- instrukcję obsługi.
To wszystko i – jak się później okazało – tyle zupełnie wystarcza do efektywnego korzystania z urządzenia. Kabel USB jest jednak naprawdę krótki, co trochę utrudnia ładowanie, ale jest to niewielki minus.
Jak to działa
W urządzeniu zastosowano technologię BlendPro, która odpowiada za niezwykle wydajne działanie. Silnik, który znajduje się w podstawie, pracuje z prędkością 20 000 obrotów na minutę, a stalowe ostrza o oryginalnym kształcie są niezwykle wytrzymałe i skuteczne.
Obsługa BlendyGo 3 jest bardzo prosta i intuicyjna. Przycisk, znajdujący się w podstawie, służy do włączania/wyłączania sprzętu oraz wyboru trybu pracy. Jedno naciśnięcie uruchamia pracę ciągłą. Dwa szybkie naciśnięcia przycisku pozwalają na skorzystanie z trybu pulsacyjnego (Pulse Motion), który świetnie sprawdza się podczas rozdrabniania twardych składników. Tryb ten wyłącza się automatycznie po pięciu sekundach bezczynności.
Poza tym pomyślano o 2-kolorowym podświetleniu LED, które informuje o poziomie naładowania baterii – kolor zielony to ponad 25%, pomarańczowy poniżej 25%, a czerwony oznacza, że bateria jest rozładowana.
.jpg)
Podświetlenie to także wskazówka, gdy kielich jest nieprawidłowo zamontowany albo ostrza zablokowały się, np. podczas blendowania bardzo twardych produktów (kolor czerwony). Pod przyciskiem umieszczony został port USB.
Czas na koktajl, czyli BlendyGo 3 w akcji
„Bez trudu pokona lód, orzechy czy twarde warzywa” – taka informacja znajduje się na stronie producenta przy opisie produktu. Przyznam, że na początku byłam sceptycznie nastawiona. Bo jak to możliwe, że tak niepozornie wyglądające urządzenie, które jest przeznaczone do przygotowywania np. szejków białkowych czy musów, poradzi sobie z przetwarzaniem bardzo twardych składników? Potraktowałam to zapewnienie jak wyzwanie – głównie dla testowanego sprzętu, ale też trochę dla siebie. Miałam pewne obawy przed uruchomieniem blendera, w którym znajdują się trudne do rozdrobnienia produkty. Dlatego zaczęłam bezpiecznie – od przygotowania mango lassi. Ledwo uruchomiłam blender, a już po chwili w kielichu był gotowy, idealnie gładki napój. Byłam pod wrażeniem, ale prawdziwy test był dopiero przed nami.
Pora na… koktajl przygotowany z mrożonych truskawek i mleka. Według zaleceń producenta najpierw należy wlać płyn, a dopiero później dodać twarde składniki, i tak też zrobiłam. Postanowiłam skorzystać z trybu pulsacyjnego. Nie byłam pewna, jak zachowa się sprzęt w kontakcie z tak twardymi składnikami, jak truskawki chwilę wcześniej wyjęte z zamrażalnika, więc opcja, w której mam pełną kontrolę nad pracą urządzenia, wydała mi się najwłaściwsza. Wszystko poszło… gładko! Truskawki, ze względu na swoją wielkość, potrzebowały nieco wsparcia z przesunięciem ich pod ostrza, ale wystarczyło kilkukrotnie potrząsnąć i obrócić blender, żeby przygotować pyszny, orzeźwiający napój.

Zachęcona tymi efektami w kolejnych dniach zupełnie nie oszczędzałam blendera. Gdy po zblendowaniu kostek lodu okazało się, że urządzenie zrobiło z nich po prostu śnieg, postanowiłam dorzucić do kielicha moje ulubione truskawki (zamrożone), dodałam skondensowane mleko i po kilkunastu sekundach zajadałam się doskonałym sorbetem.
Zalety blendera bezprzewodowego
Największe wrażenie zrobiła na mnie moc urządzenia. To naprawdę zaskakujące, jak duże możliwości skrywa tak niewielki sprzęt. Nawet podczas blendowania wspomnianych kostek lodu, orzechów czy ziaren kawy praca była naprawdę płynna i nie miałam wrażenia, że urządzenie ma z nimi jakikolwiek problem.
Czyszczenie jest bardzo łatwe – można skorzystać z funkcji samooczyszczenia, czyli wlać do kielicha wodę z płynem do mycia naczyń i uruchomić urządzenie. Jeśli jednak zabrudzenia są trudniejsze do usunięcia, wystarczy odkręcić kielich i umyć go pod bieżącą wodą. Sprzęt ma klasę odporności IPX7, więc zachlapania nie stanowią żadnego problemu. Dodatkowo, gdy kielich jest odkręcony, ostrza zostają zablokowane, więc można je bezpiecznie wyczyścić, bez obaw o przypadkowe włączenie urządzenia.

Kolejna sprawa to bezproblemowe ładowanie za pomocą kabla USB-C dołączonego do zestawu oraz długi czas pracy. Według zapewnień producenta jedno ładowanie wystarcza nawet na 25 użyć. Z blendera korzystałam nawet kilka razy dziennie (wliczam w to również samoczynne czyszczenie kielicha) i dopiero po 1,5 tygodnia wskaźnik kolorem pomarańczowym dał mi znać, że poziom baterii spadł poniżej 25%. Czas ładowania to zaledwie dwie godziny.
Optymalna pojemność kielicha – 550 ml to dla mnie nie za dużo i nie za mało. Zależało mi na kompaktowym, łatwym do przechowywania i przenoszenia urządzeniu, w którym jednak będę w stanie przygotować nie tylko porcję koktajlu, ale też sosy czy ciasto na pankejki albo naleśniki. W mojej naprawdę małej kuchni BlendyGo 3 sprawdza się doskonale.
Do urządzenia można dokupić dodatkowe akcesoria, takie jak etui i nakrętkę do picia.
Wnioski po dwóch tygodniach testowania
Z blendera korzystam od dwóch tygodni i używam go praktycznie codziennie. Nie z powodu testu, ale dlatego, że jest to naprawdę bardzo przydatne rozwiązanie. Przygotowałam w nim sosy, koktajle, ciasto na naleśniki, sorbet, zmieliłam ziarna kawy, orzechy, kruszyłam lód i rozdrabniałam zamrożone owoce.
To prosty sposób na urozmaicenie posiłków i wprowadzenie do diety większej ilości warzyw i owoców. Wcześniej zabieranie koktajlu do pracy było u mnie rzadkością, teraz taka płynna przekąska jest co najmniej jednym posiłkiem w ciągu dnia.
Jestem bardzo zadowolona z działania BlendyGo 3 i z pewnością przygotuję w nim jeszcze niejedną mrożoną kawę, kremową zupę czy odżywczy koktajl.
