Szczotki prostujące, lokówki, suszarko-lokówki… lista urządzeń do stylizacji włosów, których testowanie mam już na koncie, wydłuża się z każdym miesiącem mojej pracy w Euro. Tym razem do wypróbowania w domowych warunkach dostałam prostownicę bezprzewodową, a konkretniej – model Raven EPBX1. Czy warto postawić na urządzenie bez kabla? A może lepiej pozostać przy starym sprzęcie z przewodem? Sprawdźmy to!
Pudełko pełne elegancji
Urządzenia z najnowszej serii Raven Design prezentują się całkiem luksusowo. I prostownica Raven EPBX1 nie stanowi wśród nich wyjątku. Doskonałej jakości tworzywo, matowe, granatowo-złote wykończenie i nowoczesna, a jednocześnie niezwykle elegancka forma. Jeśli chodzi o kwestie wizualne, urządzeniu trudno cokolwiek zarzucić!
Do tego dochodzi jeszcze funkcjonalność: producent wyposażył urządzenie w wygodną stację dokującą, która nie tylko pozwala na wygodne przechowywanie urządzenia, ale też jego ładowanie. Prostownicę z łatwością naładujesz również bezpośrednio kablem USB, który także znalazł się w zestawie. I to właśnie sam kabel warto zabrać wraz z urządzeniem, kiedy wybieramy się w podróż. Taki zestaw łatwo zapakować w piękne welurowe etui wiązane różową satynową wstążką.
Co tu kryć: Raven ewidentnie wie, co kobiety lubią najbardziej. Ja też dałam się złapać na ten miękki i gładki w dotyku haczyk – sprawdzanie, czy prostownica na pewno mieści się w etui, i opracowywanie coraz to nowszych sposobów wiązania zajęły mi więcej czasu, niż powinny.
Prostowanie czas zacząć (i kręcenie też)
Najpierw ładowanie. Umieszczona w stacji dokującej i podłączona do prądu prostownica –zgodnie z przewidywaniem producenta – ładowała się około trzech godzin. Wykorzystałam ten czas na umycie włosów, nałożenie na nie odżywki i pozwolenie im na wyschnięcie. Następnie spryskałam włosy sprayem termoochronnym i przystąpiłam do pierwszego testu.
Urządzenie uruchamia się standardowo – poprzez naciśnięcie i przytrzymanie okrągłego przycisku na dole obudowy. Kolejne, szybkie kliknięcia pozwoliły mi na ustawienie wybranej temperatury. Zdecydowałam się na przedostatnią opcję, czyli 200°C, i czekałam. I czekałam.
Niestety okazało się, że ze względu na zastosowanie akumulatora urządzenia bezprzewodowe nagrzewają się nieco dłużej niż tradycyjne. Z mojej perspektywy tę drobną niedogodność rekompensuje jednak brak walki z kablem, który zwykle jest za długi, zbyt krótki albo nieobrotowy, a co za tym idzie – niewygodny.
O gotowości do pracy Raven EPBX1 informuje krótkim sygnałem dźwiękowym. To naprawdę świetne rozwiązanie. W oczekiwaniu na gotowość prostownicy można się bowiem zająć innymi sprawami, np. dobieraniem stroju czy dokańczaniem makijażu, bez zerkania na urządzenie.
Tu powinnam chyba poinformować o innej drobnej niedogodności: ze względu na zaokrągloną obudowę, pozwalającą na wygodne kręcenie włosów, urządzenia nie da się położyć na płask. Trzeba albo odstawiać je do stacji dokującej, albo kłaść na boku.
Kiedy sygnał dał mi znać, że mogę zacząć, zaczęłam prostowanie pasmo po paśmie. Wrażenia? Prostownica jest lekka i poręczna, co ułatwia manewrowanie nią.
Ogromnym plusem jest również to, że obudowa się nie nagrzewa, dzięki czemu można ją naprawdę wygodnie chwycić. Przesuwane między ruchomymi płytkami pasmo stawia leciutki opór, spowalniając pracę, co z mojej perspektywy jest zaletą. Mimo niższej temperatury pasma wymagały bowiem do wyprostowania mniejszej liczby pociągnięć niż w przypadku mojej przewodowej prostownicy z zupełnie śliskimi płytkami.
A co z lokami? Po obejrzeniu kilku tutoriali zdecydowałam się na podjęcie tej karkołomnej próby. W końcu szkoda by było nie wystawić na próbę zaprojektowanej specjalnie w tym celu zaokrąglonej obudowy. No i… udało się! Prostownicowe sprężynki może nie były superrówne ze względu na moje niewielkie doświadczenie, ale subtelne i całkiem ładne.
Jeśli chodzi o czas pracy, producent obiecuje 40 minut na jednym pełnym ładowaniu. U mnie było to trochę krócej, ale przy moich średniej długości włosach i tak wystarczyło jej energii na dwa pełne prostowania i krótką sesję kręcenia.
Czasem warto dać się zaskoczyć
Zwłaszcza jeśli elementami zaskoczenia są solidna konstrukcja, naprawdę estetyczny design, a także ogromna wygoda użytkowania.
Prostownica jest lekka i dobrze się nią manewruje nawet przez dłuższy czas, ponieważ nie męczy rąk zbyt szybko. Jedyną wadą, jaką udało mi się dostrzec, jest dłuższe nagrzewanie się w porównaniu z tradycyjną prostownicą na kablu. Pytanie zresztą, czy na pewno jest to wada: wszystko zależy od tego, jakie są priorytety samej użytkowniczki.