
Na rynku kontrolerów do gier nie jest łatwo konkurować. Szczególnie że bezsprzecznie najpopularniejszymi producentami padów są dwie ogromne firmy: Sony i Microsoft. Nie oznacza to jednak, że brakuje alternatyw. Yaxo Venom Blaze to kontroler, który obiecuje sporo – ekran, precyzyjne drążki i dużą kompatybilność. Czy faktycznie może konkurować z gigantami? Oto mój test Yaxo Venom Blaze!
Pierwsze spotkanie z Yaxo Venom Blaze
Przez ostatnich kilkanaście lat nie używałem innych kontrolerów niż te od Microsoftu i Sony. Takie podejście jest zresztą dosyć popularne wśród graczy. Dlatego też byłem bardzo zaskoczony tym, co oferuje Yaxo Venom Blaze. Jest to dosyć świeża pozycja w segmencie kontrolerów. Na papierze pad wyróżnia się kilkoma elementami, które trudno spotkać w produktach z tej półki cenowej – wbudowanym ekranem ułatwiającym konfigurację, drążkami i triggerami w technologii Halla.

To wszystko dopełnia stosunkowo atrakcyjna cena, która ma szansę przekonać graczy szukających funkcji premium bez konieczności wydawania fortuny. Yaxo Venom Blaze w kategoriach ceny i kompatybilności staje w szranki z padem Xbox Elite Series 2. Nie ma on więc łatwego zadania, jednak krótki rzut oka na specyfikację pozwala stwierdzić, że testowany produkt wcale nie jest z góry skazany na porażkę w tym pojedynku. Mój test Yaxo Venom Blaze przeprowadziłem na PC, ale kontroler współpracuje również z Nintendo Switch 2, Nintendo Switch, Android, iOS i NVIDIA Shield. W przypadku komputera są dwie opcje połączenia: odbiornik USB i Bluetooth 5.0, obie działają równie dobrze.
Co znajdziesz w pudełku z Yaxo Venom Blaze
Pierwsze, na co zwróciłem uwagę, to sama jakość pudełka. Nie wpływa ono oczywiście na jakość produktu, ale miło, gdy użytkownik już od samego początku czuje, że ma do czynienia z produktem z wyższej półki. Wnętrze opakowania zostało bardzo starannie zorganizowane – każdy element ma tutaj swoje miejsce, a poszczególne akcesoria zostały zapakowane oddzielnie. Producent zadbał nawet o drobiazgi: gałki analogowe zabezpieczono specjalnymi piankowymi osłonkami, które chronią je przed uszkodzeniami w transporcie.
Oto, co znajduje się w pudełku:
- kontroler Yaxo Venom Blaze;
- stacja ładująca;
- odbiornik USB 2,4 GHz;
- dwa dodatkowe przednie panele;
- dwie dodatkowe gałki analogowe;
- kabel USB-A do USB-C;
- instrukcja.

Wygląd – nowoczesny, ale elegancki
Yaxo Venom Blaze już na pierwszy rzut oka prezentuje się nowocześnie i solidnie. Producent postawił na agresywną, lekko kanciastą linię obudowy, która nadaje całości gamingowy charakter. Matowe wykończenie w połączeniu z błyszczącymi akcentami sprawia, że kontroler wygląda elegancko, a jednocześnie nie zbiera nadmiernie odcisków palców. Na środku znalazł się wyróżniający element – ekran, który od razu przyciąga uwagę i odróżnia ten model od konkurencji. Całość uzupełniają charakterystyczny krzyżak, asymetryczny układ gałek analogowych i subtelne logo producenta. Nie ma się tutaj do czego przyczepić. Całkiem nieźle wygląda też podświetlenie LED, na bokach kontrolera – jest subtelne i bardzo dobrze wpisuje się w całą stylistykę.

Jakość wykonania kontrolera i wymienne panele
Już po wyjęciu z pudełka widać, że Yaxo Venom Blaze to bardzo solidnie wykonany sprzęt. Obudowa została zrobiona z solidnego tworzywa, które sprawia wrażenie trwałego i odpornego na zarysowania. Jeżeli chodzi o spasowanie elementów, to wszystko tutaj stoi na wysokim poziomie – nic nie trzeszczy i nie wyczułem żadnych luzów. Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to dosyć głośny dźwięk, który wydają analogi, gdy uderzają o ścianki. Wydaje mi się, że w padach konkurencji odgłos ten nie jest aż tak słyszalny. Przydałoby się tutaj jakieś wygłuszenie. Nie uważam tego za wielką wadę, bo po pewnym czasie w ogóle przestałem zwracać na to uwagę.

Ergonomia również zasługuje na pochwałę. Kształt jest zbliżony do kontrolera Xboxa – pad dobrze leży w dłoniach i zapewnia naturalny chwyt. Venom Blaze trafił w moje ręce akurat w momencie, kiedy ponownie ogrywałem Cyberpunka 2077, czyli bardzo długą produkcję, przy której zdarzało mi się przesiedzieć kilka godzin w ciągu dnia – i nie odczułem żadnego bólu dłoni. Powiedziałbym nawet, że grało mi się wygodniej niż na xboxowym padzie, którego używam na co dzień. Trzeba jednak zaznaczyć, że pad Yaxo dosyć sporo waży, bo aż 500 g, jak na kontroler to dosyć dużo.

Producent przygotował dwa warianty kolorystyczne: klasyczny Techno Black oraz elegancki Alpine White. Jednak nie bez powodu na liście z zawartością pudełka znajdują się wymienne fronty – jeżeli nie odpowiada ci kolor przedniej części urządzenia, to możesz ją wymienić. Każda z wersji kolorystycznych dostaje panel transparentny, jednak z białym padem dostajesz dodatkowo niebieską obudowę, a z czarnym – zieloną. Pewnie wielu z was pomyślało w tym momencie, że prawdopodobnie nigdy nie zmieniłoby przedniej obudowy, bo za dużo z tym roboty – jednak Yaxo Venom Blaze w tym momencie zaskakuje po raz pierwszy. Front utrzymywany jest nie za pomocą śrub, ale magnesów. Zostały one umieszczone po wewnętrznej stronie wymiennego panelu i idealnie łączą się ze śrubami służącymi do pełnego rozkręcenia pada. Zostało to tak sprytnie zaprojektowane, że przednia obudowa jest sztywna i bez głębszych oględzin można by pomyśleć, że jest po prostu na stałe przykręcona. Jeżeli znudzi ci się wygląd pada, to bardzo szybko możesz zupełnie go odmienić. Bardzo wygodne!
Kontroler wyposażono też w dwa klasyczne silniki wibracyjne. Nie jest to zaawansowana haptyka, jaką znamy chociażby z DualSense’a, ale efekt i tak spełnia swoje zadanie.
Przyciski inne niż wszystkie
Najczęściej spotykanym sposobem wykonania przycisków w padach jest zastosowanie specjalnej gumki przewodzącej, czyli membrany. To proste i sprawdzone rozwiązanie, które od lat stosują nawet giganci rynku – znajdziemy je zarówno w kontrolerach DualSense od Sony, jak i w padach od Xboxa. Gumka po naciśnięciu zamyka obwód na płytce, a po puszczeniu – sprężyście wraca na miejsce, pełniąc funkcję swego rodzaju mikrosprężyny. Rozwiązanie to jest tanie, dość trwałe i zapewnia charakterystyczne, miękkie wrażenie podczas wciskania. W Yaxo Venom Blaze zastosowano jednak inny mechanizm.

Producent postawił na mikroprzełączniki, które zapewniają wyraźny, szybki klik przy każdym naciśnięciu. Różnica w porównaniu z klasycznymi gumkami przewodzącymi jest natychmiast wyczuwalna. To rozwiązanie bliższe temu, co znamy z myszek komputerowych. Szczerze mówiąc, to po raz pierwszy miałem do czynienia z tego rodzaju rozwiązaniem i… nie zrobiło mi to specjalnej różnicy. Momentalnie przyzwyczaiłem się do tego rodzaju przycisków i po pewnym czasie zacząłem odczuwać nawet pewną satysfakcję z każdorazowego kliku. Ten lekki opór połączony z wyraźnym sygnałem zwrotnym sprawia, że korzystanie z przycisków jest bardziej namacalne niż w przypadku miękkich membran. Zakładam jednak, że niektórym użytkownikom może to nie przypaść do gustu. Warto dać jednak temu szansę, bo to zupełnie inne doświadczenie niż w przypadku standardowych padów – trochę jak przejście z klawiatury membranowej na mechaniczną.
Moim największym problemem z kontrolerem Yaxo okazało się nietypowe umiejscowienie przycisków Start i Select. Producent zdecydował się przenieść je na dolną część obudowy, gdzie znalazły się obok dwóch innych przycisków funkcyjnych. Dla osoby, która całe życie korzystała z padów, w których te klawisze były zawsze w górnej części frontu – czy to w padach od PlayStation, czy Xboxa – takie rozwiązanie jest po prostu nienaturalne.

W praktyce oznacza to, że w trakcie gry trzeba się na moment zatrzymać i świadomie szukać odpowiedniego przycisku, zamiast sięgnąć po niego odruchowo. Po kilkudziesięciu godzinach się do tego przyzwyczaiłem, ale mimo wszystko wolałbym, żeby te przyciski były na górze.
Na górnym panelu oczywiście znajduje się też krzyżak. Nie wyróżnia się on jednak niczym specjalnym, przypomina trochę ten z pada od Xboxa. Podobnie jest z bumperami – one również są dosyć standardowe i całkowicie spełniają swoje zadanie.
Analogi z efektem Halla
W Yaxo Venom Blaze zastosowano asymetryczny, xboxowy układ gałek analogowych. Ten sposób ułożenia od lat sprawdza się w padach Microsoftu i nie bez powodu jest chwalony za wygodę. Na szczególną uwagę zasługuje wykorzystanie technologii Halla. W przeciwieństwie do tradycyjnych potencjometrów, które z czasem ulegają zużyciu i mogą powodować tzw. drift, tutaj ruchy gałek rejestrowane są magnetycznie – bez fizycznego kontaktu elementów. Oznacza to większą precyzję, płynniejsze sterowanie i znacznie wyższą trwałość. To rozwiązanie, które coraz częściej trafia do droższych kontrolerów premium. Tę samą technologię zastosowano też w triggerach.

W moim egzemplarzu trafiłem na drobny problem – lewa gałka analogowa nie działała w pełnym zakresie. W menu kontrolera znalazłem opcję kalibracji, która pozwala samodzielnie wyregulować drążki. Wystarczyło kilka chwil i wszystko działało już tak, jak powinno. A samemu menu opcji poświęcę w tym teście osobny fragment.
Druga strona Yaxo Venom Blaze
Ten podtytuł nie jest podszyty metaforą, chociaż w pewnym sensie mógłby być. Mam tu jednak na myśli dosłownie spodnią część kontrolera, na której wielu producentów umieszcza całkiem sporo ciekawych elementów. W przypadku Yaxo Venom Blaze znalazły się tutaj dwa przełączniki pozwalające spłycić skok triggerów, cztery w pełni konfigurowalne przyciski (ich funkcje można ustawić z poziomu menu ekranowego) oraz klasyczny przełącznik zasilania.
O ile spłycenia skoku triggerów nie potrzebowałem, to już z dodatkowych przycisków jak najbardziej. Wykorzystać można to na różne sposoby – ja podczas gry w Cyberpunka 2077 na dolnych przyciskach ustawiłem leczenie, chowanie broni, skakanie i interakcję. Dzięki temu mogłem wykonywać najważniejsze akcje bez konieczności odrywania kciuków od analogów, co było niezwykle wygodne.

Oczywiście wiem, że to rozwiązanie nie jest żadną nowością w świecie padów, bo podobne funkcje oferują kontrolery „pro” od lat. Jednak nawet jeśli ktoś nie miał wcześniej styczności z takimi dodatkowymi przyciskami, naprawdę warto spróbować – szybko można się przekonać, jak bardzo ułatwiają one granie i jak trudno później wrócić do standardowego układu.
Warto też wspomnieć o przycisku zasilania, który Yaxo Venom Blaze ma na spodzie obudowy. To drobiazg, ale niezwykle praktyczny – zwłaszcza że u konkurencji go nie znajdziemy. W padach od Microsoftu wyłączenie kontrolera wymaga dłuższego przytrzymania przycisku, a w przypadku DualSense’a podłączonego do PC sprawa jest jeszcze mniej intuicyjna. Tutaj wystarczy jedno kliknięcie i pad momentalnie się wyłącza. Proste, wygodne i aż dziwne, że tak rzadko spotykane w kontrolerach.
Ekran w padzie to ciekawe rozwiązanie
Pierwszą rzeczą, na którą wielu z was zwróci uwagę, jest obecność ekranu na środku kontrolera. Niektórzy pewnie będą się zastanawiać: po co w ogóle ekran w padzie? Odpowiedź okazuje się całkiem prosta – zamiast żonglować skrótami klawiszowymi albo instalować dodatkowe oprogramowanie na PC, wszystkie najważniejsze ustawienia mamy tutaj zawsze pod ręką. Od wcześniej wspomnianej kalibracji analogów i konfiguracji dodatkowych przycisków po przełączanie i dostosowywanie własnych profili. Jest to zaskakująco funkcjonalna rzecz i chociaż ostatecznie jakoś znacząco nie wpływa na samą rozgrywkę, to zdecydowanie podnosi komfort korzystania z pada. Nie trzeba sięgać po dodatkowe aplikacje, kombinować z ukrytymi skrótami czy przekopywać się przez ustawienia systemowe – wszystko dostępne jest dosłownie na wyciągnięcie palca. Oprócz tego na ekranie widać także poziom naładowania baterii i nazwę obecnie ustawionego urządzenia, co też jest bardzo przydatną funkcją.

Po ekranie poruszamy się za pomocą analoga lub d-pada i przycisków funkcyjnych umieszczonych na dole kontrolera. Rozwiązanie działa sprawnie i nie wymaga długiego przyzwyczajania się. Sam ekran nie jest jednak elementem, którego od teraz będę wymagał w każdym padzie. To przydatny dodatek, który ułatwia konfigurację i pozwala szybciej dostosować kontroler do własnych potrzeb, ale nie jest funkcją absolutnie kluczową. Traktuję go raczej jako miły bonus – coś, co zwiększa wygodę i daje poczucie obcowania ze sprzętem bardziej profesjonalnym, ale bez czego wciąż można się obejść.

Bateria i stacja ładująca
Pod względem baterii pad wypada całkiem solidnie. Podczas moich testów Yaxo Venom Blaze udało mi się grać przez mniej więcej 10 godzin z włączonymi wibracjami bez podłączania do ładowania, co jest wynikiem zgodnym z deklaracjami producenta. To wystarczająco dużo, żeby bez problemu pograć kilka wieczorów bez konieczności sięgania po ładowarkę.
Na plus wypada również stacja ładująca. Pad wsuwa się w nią stabilnie i pewnie, dzięki czemu nie ma obaw, że się przekrzywi albo straci kontakt. Samo ładowanie przebiega w rozsądnym tempie, a zestaw prezentuje się naprawdę elegancko na biurku czy półce obok konsoli lub komputera. To kolejny detal, który sprawia, że całość odbiera się jako produkt z wyższej półki, a nie budżetowy zamiennik.
Czy warto kupić Yaxo Venom Blaze
Testowany Yaxo Venom Blaze to sprzęt, który potrafi pozytywnie zaskoczyć – i to nie tylko efektownym wyglądem. Mikroprzełączniki, analogi i triggery z efektem Halla, dodatkowe przyciski oraz praktyczny ekran to rozwiązania, których próżno szukać w większości padów tej klasy cenowej. Nie obyło się bez drobnych potknięć, takich jak nietypowe umiejscowienie przycisków Start/Select czy stosunkowo wysoka waga, ale w ogólnym rozrachunku Blaze oferuje naprawdę sporo. Jeśli szukasz alternatywy dla padów od Xboxa i nie boisz się spróbować czegoś świeżego, to Yaxo Venom Blaze może być jednym z najciekawszych wyborów w swojej półce cenowej. Kontroler, zarówno w kolorze czarnym, jak i białym, możesz już teraz kupić w naszym sklepie! Jeżeli chcesz się dowiedzieć więcej o najpopularniejszych urządzeniach z tej kategorii, to zajrzyj do naszego rankingu padów do PC!
